poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 2


Veronica's POV

- Chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował Harry.
Zagryzłam wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Nerwowym gestem poprawiłam torbę na ramieniu. Naprawdę, jedną z ostatnich rzeczy, na które miałam teraz ochotę było wsiadanie do samochodu chłopaka, który wzbudzał we mnie przerażenie.
- Mieszkam niedaleko, przejdę się – odmówiłam, próbując odejść.
Dłoń Harry’ego niemal natychmiast spoczęła na moim ramieniu. Odskoczyłam od niego. Chłopak zorientował się, że mnie wystraszył i wziął głęboki oddech.
- Veronica, wierz mi, lub nie, ale mam w życiu ciekawsze rzeczy do roboty, niż siedzenie w więzieniu za zamordowanie ciebie – po raz pierwszy zobaczyłam na jego twarzy delikatny uśmiech.
- Dobrze, pozwolę się odwieźć pod jednym warunkiem.
Harry zmarszczył brwi.
- Nigdy więcej nie nazwiesz mnie Veronicą – wyjaśniłam śmiertelnie poważnym tonem.
Spomiędzy warg chłopaka uciekł krótki chichot. Był taki uroczy, kiedy się śmiał.
- W porządku, Veronico. – Zrobił to specjalnie, prawda?
Wywróciłam oczami i dałam poprowadzić się do jego czarnego samochodu. Harry otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, po czym obszedł auto i sam zajął miejsce kierowcy. Wyjechaliśmy ze szkolnego parkingu.
- Gdzie mieszkasz? – zapytał.
Podałam mu nazwę mojej dzielnicy i przez resztę drogi jechaliśmy w milczeniu. Z każdą kolejną sekundą czułam się coraz bardziej skrępowana. Poprosiłam, by wysadził mnie przy numerze 16, tak na wszelki wypadek. Podziękowałam mu, wychodząc z samochodu i zaczekałam aż odjedzie. Po niedługiej chwili otwierałam kluczem drzwi domu o numerze 25, tym, w którym naprawdę mieszkałam.
Miałam szczęście, że rodzice byli w pracy, inaczej musiałabym tłumaczyć, dlaczego jestem tak wcześnie w domu. Rzuciłam torbę w kąt w przedpokoju i usiadłam przy stole w naszej niewielkiej kuchni. Gapiłam się przez okno, rozmyślając o co chodzi pomiędzy Mattem, a Harrym. Nigdy wcześniej, nie widziałam by Matt był tak agresywny. Która jego twarz była prawdziwa? Chyba wolałam nie znać prawdy, ale byłam pewna tego, że wciąż mamy przed sobą bardzo trudną i długą rozmowę.
Westchnęłam i podeszłam do szafki, gdzie trzymaliśmy różnego rodzaju płatki. Odnalazłam te kukurydziane, zalałam mlekiem i zjadłam na stojąco, przy blacie. Wiem, że powinnam była zjeść je na śniadanie, zamiast na obiad, ale rano nie miałam czasu, a teraz nie chciało mi się niczego przyrządzać. Z  wczoraj była tylko sałatka warzywna, za którą nie przepadałam. Umyłam po sobie naczynia, zabrałam torbę i pobiegłam na górę, prosto do swojego pokoju. Chciałam trochę wywietrzyć, więc otworzyłam okno, ale nie przemyślałam tego, bo po pewnym czasie w pokoju zrobiło się prawie tak zimno, jak w lodówce. Zgrzytając zębami, zamknęłam je.
Siedziałam przy biurku i odrabiałam dzisiejsze lekcje, gdy zadzwonił mój telefon. Widząc numer Cassie, przeciągnęłam palcem po ekranie.
- Słucham?
- Ronnie? – jej głos wyrażał zaskoczenie, zdenerwowanie i ulgę jednocześnie.
- A kto inny? – odetchnęłam z lekką irytacją. Czy ludzie po odebraniu zawsze muszą zadawać te idiotyczne pytania? – O co chodzi?
- Och, um… O nic – skłamała, ale zbyt dobrze ją znałam, by tego nie zauważyć.
- Cass, po prostu powiedz. Wszystko w porządku? – Odłożyłam długopis i całą swoją uwagę skupiłam na rozmowie.
- Rozmawiałam z Mattem. Powiedział coś dziwnego, więc chciałam się upewnić, że jesteś w domu cała i zdrowa – mogłam wyobrazić sobie, jak ze zdenerwowaniem przygryza wargę.
- Co dokładnie powiedział ci Matt? – zapytałam z napięciem.
- Cóż, dał mi do zrozumienia, że może ci coś grozić – wyszeptała.
Z całą pewnością chodziło mu o Harry’ego, ale po co on miałby mnie krzywdzić? Fakt, może sprawiał wrażenie niebezpiecznego, ale przecież zdołałam się przekonać, że w gruncie rzeczy nie jest taki zły, za jakiego z początku go wzięłam. Poza tym, Matt również okazał się mieć swoją groźną stronę, być może był równie niebezpieczny jak Harry. I czemu w ogóle rozmawiał  z  moją przyjaciółką?
- Nic mi nie jest – westchnęłam.  – Jesteś już w domu?
- Tak, mogłabym wpaść? Chciałabym ci jeszcze coś powiedzieć, ale wolałabym nie przez telefon.
- Jasne – uśmiechnęłam się do siebie, ponownie biorąc długopis w dłoń.
- W takim razie do zobaczenia – cmoknęła w słuchawkę i rozłączyła się.
Odłożyłam telefon. Lekka dezorientacja wciąż nie znikała, ale zebrałam się w sobie i napisałam ostatnie kilka zdań wypracowania na angielski. Zamknęłam zeszyt i zeszłam na dół, wiedząc, że zaraz usłyszę dzwonek do drzwi. Nie pomyliłam się. Otworzyłam  drzwi i wpuściłam Cassie do środka. Poszłyśmy na górę i usiadłyśmy na łóżku, naprzeciw siebie. Oparłam się o zagłówek.
- O czym jeszcze chciałabyś porozmawiać? – zapytałam ze zwykłą ciekawością.
- Wiem z kim zdradził cię ten palant – wypaliła.
Zachichotałam na trafne określenie mojego byłego chłopaka, ale jej mina przywróciła mnie do porządku.
- Zoey Blakely – te słowa wyszły z jej ust niczym jad.
Och, ludzie, chyba sobie ze mnie żartujecie. Myślałam, że Matt ma lepszy gust. Zdziwiłam się, że smutek minął tak szybko. Teraz byłam po prostu wściekła.
- Założę się, że ta suka sama się do niego kleiła – prychnęłam.
Cassie przytaknęła mi i opowiedziała, jak widziała ich razem po tym, jak wkurzony Matt wrócił do budynku szkoły.
- Mówię ci, ona dosłownie rzuciła się na niego, a on wyglądał jakby miał ją przelecieć na środku korytarza, przy wszystkich ludziach! – zmarszczyła nos z obrzydzeniem.
- Cass! – zaśmiałam się i uderzyłam ją żartobliwie w ramię. Serio, wolałam sobie nawet nie wyobrażać tej sceny.
Zamilkłyśmy na chwilę, zanim moja przyjaciółka znów zabrała głos.
- Nie jest ci już przykro?
Zastanowiłam się nad tym pytaniem. Sama nie znałam odpowiedzi. To znaczy, oczywiście, że wolałabym siedzieć tutaj teraz w objęciach ukochanego, śmiejąc się z jego żartów, kradnąc mu buziaka co jakiś czas, i być pewną, że jest mi wierny. Ale chyba mogłam mu wybaczyć. Być może jeszcze nie teraz, ale wkrótce. Chciałam tylko wiedzieć, co zaszło między nim, a Harrym.
- Myślę, że jest mi przykro, ale nie aż tak, jakbym się tego spodziewała. Chyba się z tym pogodziłam, ale to nie tak, że już mu wybaczyłam. Cóż, może po prostu tak miało być, a ten jedyny wciąż gdzieś na mnie czeka?
Cassie gapiła się na mnie przez kilkanaście sekund, zanim wybuchła śmiechem. Dołączyłam do niej, nie wierząc, że właśnie powiedziałam, to co powiedziałam.
- Od kiedy jesteś taka ckliwa? – spytała, gdy przestałyśmy chichotać.

Harry's POV


Miałem ochotę mu przypierdolić, kiedy tylko zobaczyłem go pod szkołą. Zrobiłbym to, gdyby nie fakt, że dziewczyna, która tam stała była śmiertelnie przerażona. Jednak teraz, gdy stał w progu mojego mieszkania nie mogłem się dłużej powstrzymać. Chwila, w której moja pięść zderzyła się z jego szczęką dawała mi uczucie wyższości i satysfakcji. Reed widocznie się tego nie spodziewał, bo potknął się o własne nogi i wylądował na podłodze.
- Nie bądź ciotą, Matt – rzuciłem z ironią.
Wstał i zbliżył się do mnie, próbując grać twardziela.
- Jedyną pieprzoną ciotą, która znajduje się w zasięgu tej kamiennicy jesteś ty, Styles – warknął. – Przyszedłem cię tylko ostrzec, więc wyryj sobie w pamięci moje słowa. Trzymaj się z daleka od Ronnie, dotarło?
Błagam, tylko nie mówcie mi, że taki z niego troskliwy chłopak.
- Nie martw się o to, nie interesują mnie dziewczyny, które trzymały twojego fiuta między zębami  - wywróciłem oczami i zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem.
Wróciłem do salonu, gdzie na stole leżała otwarta puszka piwa. Schowałem ją z powrotem do lodówki. Obrzuciłem mieszkanie krytycznym spojrzeniem i stwierdziłem, że przydałoby się posprzątać. Choć w sumie, kogo to obchodzi? Pieprzyć to.
Zabrałem z komody kluczyki do samochodu i wyszedłem nie siląc się nawet na zamknięcie drzwi na klucz. Zauważyłem, że niebo przybrało kolor jaśniejszego granatu. Przed budynkiem dwóch typów w niegrzeczny sposób zaczepiało ciemnowłosą kobietę w średnim wieku. Podszedłem do nich, z pytaniem czy mają jakiś problem. Nie  chciałem zgrywać bohatera, ale nie zamierzałem też pozwolić, by stała się jej krzywda.
-Kogo ja widzę. Całe wieki się nie widzieliśmy, synu – zadrwił jeden z facetów, w którym rozpoznałem Christiana.
Jeśli był ktokolwiek, kogo powinienem się w moim życiu obawiać, to właśnie on. Miał na mnie coś, co mogło zniszczyć całe moje życie. Zaczynałem przeklinać siebie, że w ogóle podszedłem do kobiety. Kurwa.
Dłoń Christiana zacisnęła się w pięść i wylądowała na mojej twarzy, nim zdążyłem zareagować. Drugi z mężczyzn wymierzył następny cios, prosto w brzuch. Usiłowałem się bronić, ale mieli nade mną przewagę. Kobieta zaczęła krzyczeć i wołać o pomoc, chyba nieświadoma, że tylko pogarsza całą sytuację. Christian i jego kumpel zwrócili na niej całą swoją uwagę, co pozwoliło mi zadać kilka ciosów, ale moja chwila nie trwała długo. Szarpanina została przerwana przez jakieś małżeństwo, które zagroziło, że zaraz zadzwoni po policję. To spłoszyło ich na tyle, że odeszli obiecując, że i tak jeszcze się zobaczymy. Nie wątpiłem w to.
- Wszystko w porządku? – zapytałem przerażoną kobietę.
Zapewniła, że tak, podziękowała i odeszła razem z małżeństwem. No tak, oczywiście, że się wystraszyła. Chciałem się tylko trochę wyluzować, a zamiast tego wkurwiłem się jeszcze bardziej. Rozcięta warga pulsowała, a pieczenie w niej nasilało się. Wsiadłem do samochodu i odjechałem spod kamiennicy. Krążyłem jakiś czas po mieście, nim trafiłem na pewną dzielnicę, po raz drugi tego dnia. Zaparkowałem samochód pod domem Ronnie i siedziałem tam kilka minut, zanim nie zdecydowałem się zapukać do drzwi. Otworzyła mi starsza pani, której wiek nie przekraczał siedemdziesięciu lat.
- Och, czy coś się stało, chłopcze? Potrzebujesz pomocy? Jesteś ranny! – zasypała mnie gradem pytań, które zignorowałem.
- Zastałem Veronicę?
Staruszka zmarszczyła brwi.
- Ale tu nie mieszka żadna Veronica! – odparła.
Co? Przecież sam ją tu odwoziłem.
- Masz na myśli Veronicę Mooley? – zapytała, a ja przytaknąłem, chociaż nie znałem jej nazwiska. – Mieszka pod numerem 25 – wyjaśniła.
Wymamrotałem ciche dziękuję i wróciłem do samochodu. Dlaczego mnie okłamała? Moje rozdrażnienie wzrosło do najwyższego stopnia. Co ja tu w ogóle robiłem? Po chuj szukałem Ronnie? 

Veronica's POV


Przetarłam dłonią zmęczone oczy. Noc spędziłam na rozmyślaniu o wszystkim, dosłownie. Próbowałam zasnąć, ale bezskutecznie. A teraz przemierzałam szkolny parking u boku Cassie, nie mogąc skupić myśli na tym, co właśnie mówi. Przejechałam wzrokiem po znajomych twarzach, dopóki nie zatrzymałam się na jednej z nich. Jestem pewna, że moje serce przestało na moment bić.
- Zaraz do ciebie dołączę – wymamrotałam, przerywając przyjaciółce, której twarz wyrażała zaskoczenie. Szczęśliwie dla mnie, posłuchała, choć wciąż mi się przyglądała.
Ruszyłam w stronę Harry’ego. Stał oparty o maskę samochodu, jego oczy przeszywały mnie na wylot, a usta wykrzywione były we wściekłym grymasie. Przełknęłam głośno ślinę. Dopiero teraz dostrzegłam, że jego dolna warga zniekształcona jest przez opuchnięte rozcięcie.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam, zbliżając się do niego.
- Dlaczego, do kurwy nędzy, mnie okłamałaś?
Co za miłe przywitanie. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Nie pamiętam, abym go okłamała. Bo nie okłamałam, prawda?
- Ciebie też miło widzieć – rzuciłam z sarkazmem, ale widząc jego złość, natychmiast tego pożałowałam.
- Kurwa, zadałem pytanie – splunął.
- A ja go nie rozumiem – wyprostowałam się. Chciałam sprawiać wrażenie odważniejszej, niż byłam w rzeczywistości.
- Więc powtórzę, może tym razem nieco bardziej zrozumiale. Dlaczego podałaś mi zły adres? Nie mieszkasz pod numerem szesnaście.
Och, więc to o to chodzi? Tylko tyle? Miałam ochotę się zaśmiać, ale zagryzłam wargę i odpowiedziałam:
- Teoretycznie… Nie powiedziałam, że tam mieszkam. Poprosiłam cię tylko, żebyś mnie tam wysadził.
Widziałam, jak twarz Harry’ego łagodnieje, ale nie trwało to długo. Utkwił wzrok w jakimś punkcie za moimi plecami. Chłodna maska wróciła.
- Ronnie, co do cholery tutaj robisz?
Matt.

                                                                                                 

Cześć. Co prawda rozdział miał być koło środy, ale KTOŚ wywarł na mnie presję -.- XD No i postanowiłam, że dodam go dzisiaj xx Kolejny pojawi się nie później, niż w czwartek.

PS Proszę, baaaardzo proszę o to, by ktoś komentował jeżeli to czyta, bo dla mnie to bardzo ważne, a dla was to tylko chwilka. 

13 komentarzy:

  1. nje zawiodlam sie *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. jebany Matt XDDDDDDDDD ~ królowa Majs ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SAMA CHCIAŁAŚ I SAMA MI PODSUNĘŁAŚ TEN POMYSŁ XD

      Usuń
  3. Fajowy początek zb co dalej ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie się zapowiada :D
    Nie mogę się doczekać next
    ~Nati♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawaj następny! Naprawdę wciągający ;)

    Michalina

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie :3
    ~Nati♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Wkurza mnie ten cały Matt! Choć przez tego idiotę ff jest hfgjvtuv *.* jaki Harryy <3

    OdpowiedzUsuń
  8. mnie tez wkurza

    OdpowiedzUsuń
  9. Grrrrr MAT TY PISIU NIEWYRUCHANA! Zajebie mu no! Kurwa nienawidzę go no! Ja pierdole. A Harry pojechał do Ronnie o jej :) slodziak. Kocham kocham lecę czytać next :*
    - rebelle fleur

    OdpowiedzUsuń
  10. Super ! Proosze tylko nie przestawaj pisać!!! ♥ bo masz talent

    OdpowiedzUsuń