Veronica's POV
Usiadłam na wygodnym łóżku Cassie, ignorując jej
zdezorientowany wzrok. Aż za dobrze zdawałam sobie sprawę, że koniecznie chce
wiedzieć co się wydarzyło. Cóż, chorobliwa ciekawość była chyba jedyną cechą,
której nie znosiłam w przyjaciółce.
- Powiedz wreszcie! – Niespodziewany wybuch sprawił, że
podskoczyłam.
Nieprzyjemne spojrzenie, którym ją obdarzyłam podziałało,
bo skrucha pojawiła się na twarzy Cass. Westchnęłam, nie wiedząc od czego
powinnam zacząć.
- Moi rodzice się pokłócili – oznajmiłam.
Dziewczyna kręciła się na środku pokoju na obrotowym
krześle, doprowadzając mnie tym do szału.
- I? Tylko tyle? – zapytała ze zdziwieniem.
- Nie.
Oparłam się o wezgłowie i przyciągnęłam nogi do klatki
piersiowej.
- Jezu, przejdź od razu do rzeczy! – jęknęła
zniecierpliwiona przyjaciółka.
- Rozwodzą się - wyszeptałam,
uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Uparcie wpatrywałam się w ścianę, ale kątem oka
dostrzegłam, jak momentalnie przestała się obracać, a jej usta uformowały się w
literkę „o”. Przełknęłam głośno ślinę i poczułam, że po moim policzku spływa
kolejna łza, którą natychmiast otarłam. Zamrugałam kilkakrotnie, by odzyskać
ostrość i w końcu odważyłam się popatrzeć na Cassie.
Dziewczyna zerwała się z miejsca i niemalże od razu
znalazła się obok mnie. Nie potrzebowałam w tamtym momencie żadnej litości,
tylko szczerej rozmowy, a współczujący wyraz jej twarzy wcale nie pomagał,
przez to czułam się jeszcze gorzej.
- I nie żartujesz ze mnie, tak? – zmarszczyła brwi,
jakbym w ogóle potrafiła to robić.
- Oczywiście, że nie żartuję! – spojrzałam na nią z
oburzeniem.
- Więc, jak to się stało? – zignorowała to, koncentrując
się na dalszym wypytywaniu.
Miałam ochotę wywrócić oczami, ale nie byłoby to
odpowiednie do chwili, więc tylko westchnęłam.
- A czy zrozumiesz, jeśli powiem, że nie chcę o tym teraz
rozmawiać?
- No jasne, nie martw się. Wszystko będzie dobrze! – jej
entuzjazm był chyba nie do złamania.
Poczułam jak para smukłych ramion obejmuje moją sylwetkę.
Pozwoliłam się przytulić przyjaciółce, ale niechętnie, bo nie chciałam znów
tego dnia się rozklejać. Po chwili Cassie sama oderwała się ode mnie.
- Jesteśmy same w domu, więc może pójdziemy do salonu i
obejrzymy jakiś idiotyczny film, tylko po to, by mieć co krytykować? –
zaproponowała z uśmiechem.
Przytaknęłam, chociaż nie bardzo miałam na to ochotę, ale
wydało mi się to lepszym pomysłem, niż siedzenie i użalanie się nad sobą.
***
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym zamówiła ci
taksówkę? – zapytała Cassie, a na jej twarzy malowała się troska. – Jest ciemno
i cholernie zimno.
- Nie, dzięki. Do domu mam raptem kilka minut, a spacer
dobrze mi zrobi – zapewniłam ją, po czym pocałowałam jej delikatny policzek na
pożegnanie.
Szłam nieoświetloną uliczką i cała sceneria coraz mniej
mi się podobała. Zdecydowanie powinnam przystać na propozycję przyjaciółki.
Lodowaty powiew wiatru przeszył moje ciało, wywołując gęsią skórkę. Zadrżałam i szczelniej otuliłam się
płaszczem, ignorując sprośne żarty pijanej grupki nastolatków, która stała po
drugiej stronie ulicy. Moja dłoń automatycznie zacisnęła się mocniej na
ramiączku torebki.
- Ronnie?
Na dźwięk znajomego głosu odwróciłam się za siebie. Ujrzałam
wysokiego chłopaka z burzą kręconych włosów, który odszedł od reszty chłopców i
pospiesznie kroczył w moją stronę. Wyglądał na szczerze zaskoczonego.
- Co tutaj robisz? – Harry zatrzymał się jakieś
dziesięć metrów przede mną.
- Cóż, zdaje mi się, że wracam do domu – zmarszczyłam brwi,
a na jego usta wkradł się delikatny uśmieszek.
- Tą drogą? – zlustrował wzrokiem obskurne budynki, aż w
końcu zatrzymał spojrzenie na swoich kolegach.
- Co z nią jest nie tak? – uniosłam głowę do góry i
poczułam się nieco pewniej.
Chłopak wzruszył obojętnie ramionami, ale jego twarz
wyrażała rozdrażnienie.
- To nie jest miejsce dla dziewczyn takich, jak ty –
bąknął pod nosem.
- To znaczy? Niby jakich? –rzuciłam wyzywająco.
Zaczynał mnie poważnie wkurzać, co go obchodzi gdzie
chodzę? Jak widać nikt mnie nie skrzywdził i nie sądziłam, by ktokolwiek miał
to w zamiarze.
- Grzecznych i niewinnych – jęknął zirytowany, lecz
widziałam, że próbował powstrzymać uśmiech.
W końcu nie wytrzymał i oboje zachichotaliśmy, zyskując
tym samym nieprzyjemne komentarze od grupki jego znajomych. Harry rzucił im
ostre spojrzenie, a oni natychmiast zamilkli.
- Więc, skoro uważasz, że coś mi grozi, to może zechcesz
mnie odprowadzić? – palnęłam i niemal natychmiast tego pożałowałam.
Moje i tak już czerwone od mrozu policzki, pokryły się
jeszcze większym rumieńcem. Odwróciłam wzrok od chłopaka, czym chyba tylko
pogorszyłam swoją krępującą sytuację.
- Jeśli chcesz wrócić… –wskazałam ręką miejsce, gdzie
stała reszta.
- Nie, nie chcę – przerwał mi Harry, a kąciki jego ust
ponownie uniosły się ku górze. – I tak wszyscy są schlani.
- A ty? Dlaczego nie jesteś pijany? – zapytałam, ruszając
w odpowiednim kierunku.
Słyszałam ciężkie kroki za sobą, ale nie odwróciłam
głowy. Jego długie nogi pozwoliły mu zrównać się ze mną bez zbędnego wysiłku.
- Powiedzmy, że nie lubię pić – odparł wymijająco.
- Czyżby? – uniosłam brwi wysoko do góry, patrząc na
niego sceptycznie. Skoro nie lubił, to dlaczego pił wtedy w barze?
- Nie jest ci za zimno? – zwinnie zmienił temat.
Oczywiście, że tak. Cholernie marzłam i moim marzeniem
było znaleźć się w ciepłym łóżku, pod kołdrą, z kubkiem gorącej herbaty w ręce,
ale za żadne skarby świata nie miałam zamiaru się do tego przyznawać.
- Nie – skłamałam gładko i wepchnęłam dłonie do kieszeni
płaszcza.
Szliśmy jakiś czas w milczeniu, dopóki nie dotarliśmy do
mojej dzielnicy.
- Rano mówiłaś, że masz jakiś problem – zaczął Harry
cichym, spokojnym głosem. Brzmiał, jakby starał się mnie nie zdenerwować.
- Tak, i?
- Zgaduję, że nadal nie chcesz mówić o co chodzi? –
przeczesał dłonią swoje włosy.
- Dobrze zgadłeś – posłałam mu uśmiech, który bardziej
przypominał dziwny grymas.
Chłopak westchnął sfrustrowany, na co zachichotałam.
Spojrzenie, które mi posłał wcale nie było przyjazne. Zwróciłam uwagę, że z
jego twarzy zniknął kolczyk, który wcześniej znajdował się pod wargą.
Zastanowiło mnie, dlaczego znów go wyjął. Chciałam o ty spytać, ale widząc jego
lodowatą twarz bez wyrazu, natychmiast odpuściłam. W tamtej chwili przypominał mi
się dzień, w którym go poznałam. Wtedy mnie onieśmielał i przerażał. Cóż, chyba
nadal tak było.
- Gdzie byłaś? - ton jego głosu świadczył, że nadal był
na coś… zły?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przecież nie mogłam
przyznać się, że byłam u Cassie, bo mógłby się obrazić, że odwołałam spotkanie
z nim tylko po to, by spotkać się z przyjaciółką, co mogłam zrobić w każdy inny
dzień. Ale w sumie, co go to obchodzi?
- Załatwić kilka spraw – mruknęłam po chwili wahania.
Poczułam, jak silna dłoń zaciska się na moim nadgarstku.
Moje oczy podwoiły swoje rozmiary, a serce przyspieszyło pompowanie krwi. Przez
chwilę pomyślałam, że Harry może mnie skrzywdzić.
- Przestraszyłem cię? – zapytał szeptem chłopak,
pochylając się w moją stronę.
Przełknęłam głośno ślinę i pokręciłam przecząco głową.
- Przepraszam – westchnął, pozwalając wyrwać mi rękę.
Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Chciałam już tylko
znaleźć się jak najdalej od niego. Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak
bardzo jest niebezpieczny. Po około trzydziestu sekundach zorientowałam się, że
nie słyszę za sobą jego ciężkich kroków. Odwróciłam się, ale nikogo za mną nie
było. Tylko pusta, pogrążona w ciemności ulica.
***
Rzucałam się na łóżku z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Ta
sobota miała przejść do historii, jako jedna z najdłuższych w moim życiu. W
końcu się poddałam i utkwiłam wzrok w suficie. W moje myśli wdarł się rozwód
rodziców. Nie wyobrażałam sobie tego, zbyt dobrze zdawałam sobie sprawę, że
mama sobie nie poradzi sama. Cóż, nie była zbyt zaradna. Zastanawiałam się czy
tata będzie szukał kontaktu ze mną, bo bez wątpienia miałam zamiar zostać przy matce,
natomiast jego nie chciałam widzieć już nigdy więcej.
Ciche pukanie wyrwało mnie z zamyślenia. Rozejrzałam się
po pokoju. Gotowa byłam pomyśleć, że się przesłyszałam, ale ponownie usłyszałam
ten dźwięk. Gwałtownie podniosłam się do siadu, a moje spojrzenie bezwiednie
spoczęło na oknie. Krzyk uwiązł mi w gardle, kiedy dostrzegłam za szybą czyjąś
sylwetkę. Podświadomie czułam kto to może być. Zeskoczyłam z łóżka i włączyłam
lampkę nocną. Niepewnym ruchem odsłoniłam białe firanki, a moim oczom ukazał się
Harry siedzący na parapecie. Otworzyłam okno na oścież. Chłopak pospiesznie
wgramolił się do pokoju i zamknął je za sobą.
- Co tu robisz i jak tu wlazłeś? – syknęłam.
- Cóż, nie ukrywam, że sprawę ułatwił mi ten, kto
posadził to drzewo – wskazał podbródkiem w odpowiednim kierunku.
Przyjrzałam się jego twarzy i dopiero teraz dostrzegłam
niewielkie rozcięcie na czole, z którego sączyła się krew. No tak, jakżeby
inaczej.
- Co ci się stało? – zmarszczyłam na niego swoje brwi.
Harry wzruszył obojętnie ramionami.
- Odpowiedz – zażądałam, pewnym siebie tonem głosu.
- Pobiłem się – westchnął.
Och, takie typowe. Nie zamierzałam zadawać więcej pytań,
bo i tak nie uzyskałabym odpowiedzi na żadne z nich.
- Słuchaj, Ronnie… - zaczął mówić, robiąc krok w przód.
Przez głowę przeleciały mi wszystkie wydarzenia minionego
wieczoru i automatycznie cofnęłam się. Przełknęłam głośno ślinę, a twarz
chłopaka złagodniała.
- Chciałem przeprosić – wyszeptał miękko. – Nie zrobię ci
krzywdy.
Doskonale wiedziałam, że powinna wywalić go w tamtej
chwili z domu, ale nie znalazłam w sobie dość silnej woli, by to zrobić. Nie,
kiedy stał przede mną taki niewinny i ranny. Skinęłam ostrożnie głową na znak,
że mu wybaczam.
- Boli? – zapytałam, dotykając miejsca na swoim czole,
gdzie widniało rozcięcie Harry’ego.
- Nie – kąciki jego ust uniosły się do góry.
Przyjrzałam mu się i chwyciłam ostrożnie, ale stanowczo
jego dłoń. Unikałam kontaktu wzrokowego i pociągnęłam go w stronę łóżka.
- Usiądź i zaczekaj tutaj. Za chwilę wrócę –
wymamrotałam, po czym wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę mojej własnej
łazienki, gdzie koło niewielkiego lustra wisiała apteczka. Wyciągnęłam z niej
potrzebne rzeczy, takie jak woda utleniona, gazik jałowy i plaster.
Gdy wróciłam, zastałam zdezorientowanego Harry’ego, który
rozglądał się po pomieszczeniu, marszcząc przy tym zabawnie brwi. Chciałam
zachichotać, ale ostatecznie się powstrzymałam. Podeszłam bliżej, uśmiechając
się ciepło do niego.
- Oczyszczę ci ranę. Będzie trochę szczypać, ale proszę,
nie ruszaj się.
Chłopak skinął posłusznie głową. Przyłożyłam namoczony gazik
do czoła, ale jego twarz ani drgnęła. Uznałam, że albo naprawdę to nie robi na
nim wrażenia, albo po prostu celowo nie daje niczego po sobie poznać. Otarłam
delikatnym ruchem krew, starając się nie zwracać uwagi na to, czym w
rzeczywistości jest. Na koniec przykleiłam plaster.
- Gotowe – westchnęłam zadowolona z siebie.
Chciałam odejść na chwilę od łóżka, by wyrzucić przesiąknięty
czerwoną substancją kawałek materiału, ale zamarłam, gdy przeniosłam wzrok na
oczy Harry’ego. Pożądanie wymalowane w jego zielonych tęczówkach wprawdzie
trochę mnie wystraszyło, ponieważ aż zbyt dobrze wiedziałam, co się za chwile
wydarzy, ale nie miałam siły ani ochoty protestować. Nie tym razem.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Harry – wyszeptałam, zatapiając się w jego spojrzeniu.
Cześć, skarby moje najukochańsze xx Miał być rozdział w piątek lub niedzielę, ale niestety zachciało mi się "ucieczek", które swoją drogą miały tragiczne dla mnie w skutkach zakończenie... Nieważne, w każdym razie przepraszam, że teraz dodaję coraz rzadziej, ostatnimi czasy byłam trochę zmęczona szkołą, poprawianiem ocen i tak dalej, ale obiecuję się poprawić xx Kolejny mam nadzieję, że pojawi się w okolicach środy, na pewno nie później ;) A osoby, które naciskają, bym dodawała jeszcze częściej, szczerze przepraszam, że mam życie prywatne (tak, to sarkazm, gdyby ktoś miał wątpliwości) Serio, nie jestem w stanie siedzieć po dziesięć godzin dziennie i pisać przez cały ten czas.
Cóż, zwrócono mi już kilkakrotnie uwagę, że mogłabym pisać dłuższe rozdziały, no więc ten wydaje mi się dłuższy... Albo może tylko mi się wydaje xD W każdym razie, nie zamierzam rezygnować z kończenia rozdziału w takich chwilach, o co też mnie już proszono. Wiem, że się powściekacie, że urwałam w takim momencie, ale wiem, że mnie kochacie i mi to wybaczycie xx
Dobra, koniec przynudzania i do następnego! xx
PS ASK
PS2 Po raz kolejny dziękuję za wszystkie miłe komentarze xx Podziękowałabym też za te niemiłe, ale jak na razie chyba takich nie było xx Kocham was! x
Jejciu ! Zajebisty tak jak każdy *.* mam nadzieję ze Ronnie powie mu o rozdzwodzie rodzicow i ze zrodzi sie cos takiego jak Rorry albo Hannie haha :) :* czekam na nexta ♡
OdpowiedzUsuńA ostatnio sobie wymyślałam dla nich "imię" i nie mogłam na nic wpaść, choć to było tak banalnie proste... xx Zrodzi się, to mogę zagwarantować xx
Usuńassddsfdsfgsdfsddsasddsf jestem taka rozemocjonowana! *O*
OdpowiedzUsuńHejka , tu Kasia z ask'a ! Rozdział świetny , jak każdy :3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny , który jak przeczytałam będzie ... w środę , tak? XD Dobranoc .. <3
tak, w środę albo jeśli mi się uda to nawet we wtorek xx
Usuńczytam od <3 dzisiaj od rana i... to jest cudowne... brak mi słów zabije za końcówke! nie mam tu konta więc bd sie podpisywać ~Wiks
OdpowiedzUsuńNo no, czekam na wtorek/środę :* ~ Majsik
OdpowiedzUsuńŚwietne zakończenie *u*
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co dalej :D
Zajebisty roździał ;)) Pisz nextt proszęęę :>>>
OdpowiedzUsuńCiekawe zakończenie. Domyślam się co będzie dalej xx
Blog jest fantastyczny i jest jednym z moich ulubionych ;))
A mało jest takich xx
~ Julia xx
Nie mogę się oderwać od tego wspaniałego bloga, ale cóż... chyba już czas iść spać, bo na dworze się rozjaśniło. XD Jak się nie wyśpię, to będzie Twoja wina! Hahah XD Oczywiście żartuję i tymczasem zabieram się do spania. Kocham xxxxxxxx <3
OdpowiedzUsuń~Kasieńka, fanka Frozena <3 ^^
Omomom , przerywać w takim momencie? ! :* dobrze że ja nie muszę czekać xd
OdpowiedzUsuń