Veronica's POV
Budzi mnie ciężkie bębnienie w parapet. Otwieram oczy i
orientuję się, że jest środek nocy. Za oknem wciąż jest ciemno, a w pokoju
panuje półmrok. Przez wąską szparę w drzwiach wpada niewielki snop światła,
dzięki któremu mogę zobaczyć, że druga połowa łóżka jest pusta. Przeciągam
dłonią w tym miejscu, ale materac jest już zimny, co oznacza, że Harry nie śpi
już od jakiegoś czasu. Przecieram oczy i odrzucając pościel, podnoszę się.
Odczekuję chwilę, by upewnić się, że nie wróci, po czym wstaję i ruszam przez
wąski korytarz w stronę salonu. Podłoga jest naprawdę chłodna, a moje nogi są
bose, w dodatku jestem dość skąpo ubrana, przez co drżę z zimna. Obejmuję się
ramionami i pocieram swoją skórę, by nieco się rozgrzać.
- Harry? – nawołuję, ale odpowiada mi głucha cisza.
Cholera, klnę na niego w myślach, bo chcę po prostu
wrócić do łóżka i iść dalej spać. W końcu odnajduję go w przedpokoju. Przyciskając
telefon do ucha, usiłuje założyć swoje buty, ale stoi tyłem do mnie, więc mnie
nie zauważa, a ja postanawiam poczekać, aż skończy rozmawiać.
- Zaraz będę – rzuca zniecierpliwiony do słuchawki i
rozłącza się.
Chrząkam znacząco, zwracając tym na siebie jego uwagę.
- Ronnie? – pyta zaskoczony i odwraca się w moją stronę.
– Czemu nie śpisz?
Przyglądam mu się. Jego twarz jest niesamowicie blada,
niemal biała, a oczy dziwnie rozbiegane i przekrwione. Wyraźnie widzę, że jest
spięty i zdenerwowany, ale nie mam pojęcia czym.
- Deszcz mnie obudził – odpowiadam w końcu. – A ty co
tutaj robisz, w środku nocy?
Waha się chwilę.
- Muszę coś załatwić, przepraszam. Obiecuję, że wrócę
rano, żeby odwieźć cię do domu – mówi.
Zbliża się do mnie i próbuje mnie pocałować, ale w porę
się odsuwam, marszcząc przy tym brwi.
- Gdzie idziesz? – drążę. – I kto w ogóle dzwonił do
ciebie tak późno?
- Niall – odpowiada tylko na jedno z moich pytań.
- I?
- Naprawdę muszę już iść.
- Nie ma mowy – protestuję.
- Ronnie… - chłopak wzdycha poirytowany. Ciągle wygląda,
jakby co najmniej zobaczył ducha.
- Albo idę z tobą.
- Nie.
- I wszystko mi wyjaśnisz.
- Nie ma mowy.
- W takim razie ty też nigdzie nie idziesz.
- Dobra – poddaje się wreszcie.
Uśmiecham się, ale wyraz jego twarzy pozostaje poważny.
- Wciąż uważam, że to głupi pomysł.
Wzruszam ramionami.
- Guzik mnie to obchodzi – burczę.
- Jest zimno, pada, a ty nie masz się w co ubrać – nadal
stara się coś wynegocjować, ale tylko mierzę go morderczym spojrzeniem.
- Założę sukienkę, albo pójdę tak jak teraz. Wszystko
jedno – mówię zniecierpliwiona.
Harry patrzy na mnie przez chwilę, po czym wzdycha.
- W ostatniej szufladzie w komodzie jest kilka rzeczy
Gemmy… - zawiesza głos. – Powinnaś znaleźć coś dla siebie. Była mniej-więcej
twoich rozmiarów. Tylko pospiesz się.
Zagryzam wargę, bo wiem, że temat jego zmarłej siostry
nie należy do najprzyjemniejszych. A tym bardziej to, że trzyma jej ubrania w
swoim mieszkaniu.
- Nie, w porządku. Zostanę przy sukience – zapewniam
miękkim głosem.
- Nie chcę, żebyś się przeziębiła. Po prostu to ubierz.
Kilka minut później wracam ubrana w jego t-shirt, który
dał mi do spania, zwyczajne czarne legginsy Gemmy i granatową bluzę, którą
znalazłam na oparciu biurowego krzesła. Wzięłam ją ze sobą, nie myśląc nawet
czy jest brudna, żeby po prostu nie było mi tak zimno.
Zastaję Harry’ego siedzącego na szafce na buty i
wpatrującego się z zamyśleniem w podłogę.
- Będę miała problem z butami – mówię nieśmiało.
Chłopak mierzy mnie wzrokiem, aż w końcu schyla się w
prawo i podaje mi parę czarnych męskich trampek.
- Są nowe. Nie miałem okazji w nich wyjść, bo są o dwa
rozmiary za małe. Zawiąż ciasno, to nie powinny spadać – oznajmia.
Z wahaniem biorę buty i zakładam je, stosując się do jego
poleceń. Są o wiele większe, niż myślałam, ale to i tak lepsze, niż moje
dziesięciocentymetrowe szpilki.
- Która właściwie jest godzina? – pytam, gdy opuszczamy
mieszkanie.
- Po drugiej – chłopak odpowiada.
Jego głos jest dziwnie nieobecny. Chwytam go za rękę i
ściskam ją.
- Powiesz mi o co chodzi?
Spogląda na mnie.
- Nie powinnaś ze mną jechać. Obiecaj, że będziesz robić
wszystko, co każę. Jeśli powiem, że masz zostać w samochodzie, zostaniesz.
Jasne?
Przełykam ślinę i choć wcale nie mam na to ochoty, to
kiwam głową dla świętego spokoju.
- W porządku – szepczę.
Przed wyjściem na ulice narzucam na głowę kaptur. Na
dworze jest piekielnie zimno, a deszcz leje jak z cebra. Droga do samochodu
jest bardzo krótka, ale kiedy do niego wsiadam i tak jestem praktycznie cała
przemoczona. Harry wyjeżdża na autostradę i włącza ogrzewanie.
- Powiesz mi chociaż gdzie jedziemy? – naciskam. Naprawdę
się o niego martwię i w tej chwili nie interesuje mnie to, jak jutro będę
wyglądała w szkole.
- Dobra – wzdycha. No wreszcie.
Patrzę na niego wyczekująco, ale on wciąż milczy.
Panująca między nami cisza napina się z każdą sekundą.
- Więc? – ponaglam go.
- Chodzi o Zayna – mamrocze.
Ach tak, więc Zayn. Coraz mniej mi się to wszystko
podoba.
- I co z nim? – dopytuję.
- Zayn został… - waha się. – Cholera, nie żyje. Ktoś go
zabił, kurwa mać – wyrzuca z siebie.
Zamieram. Że co?
- I nie chodzi o to, że będę za nim tęsknił, bo nie był
moim kumplem. Nawet za nim nie przepadałem. Ale to miałem być ja, rozumiesz?
Mrugam kilkakrotnie powiekami. Prawdę mówiąc, wcale nie
rozumiem, nawet nie wiem, czy chcę. Zaczynam żałować, że wepchnęłam się w całą
tą popieprzoną sprawę. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zostawiać
Harry’ego samego z tym problemem, ale po prostu nigdy nie miałam do czynienia z
żadnym morderstwem. To chore. Po co ktoś miałby chcieć zabić któregokolwiek z
nich? I czemu się do tego posunął? O co w tym wszystkim chodzi, do cholery?
Zamierzam o to zapytać, ale gdy otwieram usta, żaden głos
nie wydobywa się z mojego gardła. Po prostu nic. Nawet się nie orientuję, że
łzy stoją w moich oczach, dopóki nie mrugam. Z całych sił staram się je
powstrzymać i z trudem mi się to udaje.
- Przykro mi, naprawdę… - mówię wreszcie. – Przepraszam,
że się wtrącałam.
Harry uśmiecha się do mnie słabo.
- W porządku. Cieszę się, że tu jesteś.
Od jego słów robi mi się ciepło na sercu i pomimo całej
tej sytuacji, nie mogę nie odwzajemnić tego uśmiechu. Chwytam dłoń, którą do mnie
wyciąga, a gdy próbuje ją wyswobodzić, ściskam mocniej. Po jakimś czasie
skręcamy w boczną, leśną drogę, prawie niewidoczną gołym okiem w tym
ciemnościach.
- Gdzie prowadzi ta droga? – pytam zaniepokojona.
Jestem już nieco spokojniejsza.
- Do starego magazynu – odpowiada.
Niewiele mi to mówi.
- A właściwie dlaczego ktoś chciałby cię zabić?
Wstrzymuję oddech, gdy on w tym czasie milczy.
- Sam nie wiem – wzdycha. W jego głosie słychać
powątpienie. – Jeszcze – dodaje.
Resztę drogi przebywamy w milczeniu, wciąż trzymając się
za ręce. Kiedy docieramy na miejsce, rozpoznaję starą ruderę, do której chłopak
zabrał mnie już wcześniej. Pokłóciliśmy się wtedy, ponieważ wyszłam z samochodu
bez jego pozwolenia, a on nie wiedzieć czemu wściekł się niesamowicie. Cóż.
- Zaraz wracam – oznajmia, parkując samochód.
Przełykam ślinę i rozglądam się. Jesteśmy w środku lasu,
a do tego wszystkiego jest trzecia w nocy. Nie uśmiecha mi się siedzenie w
samotności w samochodzie, w dodatku, gdy
ktoś zamierza zabić mojego chłopaka z niewiadomych powodów i jednocześnie zabił
jego znajomego. Świetnie.
- Pospiesz się – proszę.
Harry pochyla się nade mną i całuje mnie zapamiętale.
- Wrócę tak szybko, jak będę mógł. Zostań tutaj – rzuca i
wychodzi.
Widzę napięcie i zdenerwowanie w jego ruchach. Opadam na oparcie
skórzanego fotela i opieram głowę o chłodną szybę. Deszcz już nie pada, ale
nadal jest tak samo zimno. Jestem cholernie zmęczona, a ta noc jest chyba
najgorszą w całym moim życiu. Wiem, że to źle cieszyć się z takich okoliczności,
ale mimo wszystko czuję ulgę, że to nie Harry został zabity. Będę musiała z nim
porozmawiać, naprawdę mam dość tego toczenia się w kółko z jego kłamstwami.
Żałuję, że nie wzięłam ze sobą komórki, przez co pozostaje mi tylko bezczynne
siedzenie. Wpatruję się w przednią szybę, myśląc o tym, jak zmieniło się moje
życie w ostatnim czasie, gdy nagle zaczynam odczuwać dziwną duszność.
Postanawiam wyjść z samochodu, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Wszystko wokół jest wilgotne, ale nie przejmuję się tym i po prostu opieram się
plecami o drzwi auta. Słyszę za sobą jakieś kroki i gwałtownie odwracam się z
nadzieją, że to żaden seryjny morderca. Ale gdy widzę postać zbliżającą się w
moją stronę, zauważam, że niewiele się pomyliłam.
- Nie wierzę, że Harry był aż tak głupi, żeby cię tu
przytargać – parska Rebecca.
________________
No i zaczęło się. Dość trochę czekałam na ten rozdział, bo w końcu coś się dzieje, ale spokojnie. To i tak dopiero początek.
Spodziewaliście się? x
no świetny, ale za krótki!
OdpowiedzUsuńI znowu każesz mi czekać do następnej niedzieli? ;__; Kocham to jak piszesz i twoje ff jest najlepsze jakie czytałam <3
OdpowiedzUsuńOjeju, przepraszam x
UsuńRebecca... i już odczuwam mdłości.
OdpowiedzUsuńNo, no. Zaczynamy zabawę, co? Wiedziałam, że kiedyś poczęstujesz nas jakimś morderstwem, gangiem, czy czymś w tym rodzaju, aczkolwiek nie spodziewałam się, że pani R. pseudonim "suka" będzie w to zamieszana. Choć sam fakt, że Harry z nią "był" daje do myślenia.
W każdym razie, świetny rozdział, widzę, że się rozkręcasz, a dołek poszedł w zapomnienie :*
Pozdrawiam i weny ♥
Jak zwykle świetny! :)
OdpowiedzUsuńTo napięcie... aaaa nie moge się już doczekać następnej części!
JESTEŚ NAJLEPSZA! ;* ♡♥☆★
Nie trawię tej Rebecci całej, nie znoszę jej ;-;
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zawsze ♥
Fanklub widzę XD
Usuń