Veronica's POV
- Głodna? – zapytała mama z ciepłym uśmiechem, kiedy
zeszłam na dół.
Tak naprawdę, to nie byłam, ale nigdy nie potrafiłam
odmówić sobie naleśników, które były rzadkością w naszym domu.
- Pewnie! – zawołałam entuzjastycznie, zajmując moje
stałe miejsce przy stole.
Nałożyłam sobie na talerz sporą porcję, którą oblałam obficie
syropem klonowym.
- A ty? Nie chcesz? – zaproponowałam, widząc mamę
krzątającą się cały czas po kuchni.
- Nie, nie mam apetytu – westchnęła, chwytając kubek z
kawą i opierając się o blat.
Przyjrzałam się jej twarzy. Wyglądała na zmęczoną, jakby
nie przespała ani minuty w nocy. Cóż, biorąc pod uwagę to, co się stało między
nią a tatą w ostatnim czasie, to coś bardzo prawdopodobnego.
Zjadłam śniadanie do końca i z przepełnionym brzuchem
wróciłam do swojego pokoju. Omiotłam krytycznym spojrzeniem pomieszczenie i
uznałam, że przydałoby się trochę posprzątać. Pościeliłam łóżko i odkurzyłam
podłogę. W takich chwilach cieszyłam się, że nie jestem totalną bałaganiarą, bo
w przeciwnym razie zajęłoby mi to więcej czasu niż zaledwie kilka minut. Nie wiedziałam co ze sobą
zrobić, dochodziła dopiero jedenasta. Do spotkania Z Harrym, którego nie mogłam
się doczekać zostały mi ponad cztery godziny. To o wiele za dużo.
***
Głośne pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia.
Przeniosłam wzrok z ekranu laptopa na dwie postacie stojące w progu.
- Masz gościa, kochanie – uśmiechnęła się moja mama.
Ulotniła się, gdy tylko Cassie weszła w głąb pokoju.
Zerwałam się z łóżka i przytuliłam lekko przyjaciółkę, która wcale nie
wyglądała na zadowoloną.
- Wszystko w porządku? – zapytałam ostrożnie.
Grymas, który pojawił się na jej twarzy zawierał
prawidłową odpowiedź.
- No… Chyba ta – bąknęła nieszczerze.
Uniosłam sceptycznie brwi do góry. Nie rozumiałam
dlaczego kłamała, przecież zawsze o wszystkim rozmawiałyśmy. Dziewczyna
przysiadła na skraju materaca, a ja poszłam w jej ślady.
- A teraz powiedz, co się stało naprawdę – położyłam
nacisk na ostatnie słowo.
Wzruszyła obojętnie ramionami, ale zwróciłam uwagę na to,
jak się nerwowo wierci.
- Nic takiego. Słuchaj, po prostu zostawmy ten temat,
okej? – spojrzała na mnie wyczekująco.
Nie podobało mi się to, bo widziałam, że dziwnie się
zachowuje i chciałam znać tego przyczynę. Zastanowiłam się chwilę nad tym. W
końcu skinęłam niechętnie głową, obiecując sobie, że wyciągnę to z niej
później.
- Jak się czujesz? – ulga, która ją ogarnęła szybko
została zastąpiona wyrazem zmartwienia i zatroskania.
- Myślę, że lepiej. Nie idealnie, ale dobrze – oznajmiłam
zgodnie z prawdą.
Uśmiech, który pojawił się na twarzy przyjaciółki nie
sięgał jej oczu.
- Cieszę się – mruknęła nieobecnym głosem.
- Po prostu to z siebie wyduś! – krzyknęłam, tracąc
cierpliwość.
Wstałam gwałtownie i założyłam ręce, patrząc na nią
wyczekująco. Może i zareagowałam przesadnie, ale to zaczynało mnie poważnie
wkurzać.
- Co dzisiaj robisz? – zapytała, jak gdyby nigdy nic.
To, że mnie zignorowała tylko dolało oliwy do ognia. W
duchu cała się gotowałam, ale w porę się opanowałam. Zajęłam wcześniejsze
miejsce, odliczając w myślach do dziesięciu. Miałam ochotę skłamać, byle tylko
nie musieć przyznawać się z kim spędzę popołudnie.
- Cóż, ja… - starałam się wymyślić coś na poczekaniu, ale
marnie mi to wychodziło, bo Cassie od razu się domyśliła.
- Och, nie, tylko mi nie mów, że spotykasz się z Harrym!
– wybuchła gniewnie, a jej poprzednie zmartwienia jakby się rozpłynęły.
- No… - zagryzłam wargę.
- Ronnie, przecież rozmawiałyśmy na ten temat! – ton jej
głosu zmienił się na piskliwy, raniąc tym moje uszy.
- Nie, wcale nie rozmawiałyśmy! Prawda jest taka, że go
lubię. Tak, bałam się go, ale teraz uważam, że to było głupie i chyba zbyt
pochopnie go oceniłam. Przykro mi, ale nie masz prawa decydować o mnie i o moim
życiu, jeśli będę chciała się spotykać z Harrym, to będzie właśnie to, co
zrobię – usiłowałam brzmieć spokojnie, ale średnio mi się to udało.
Cassie zmrużyła swoje oczy, wyglądając przy tym naprawdę
groźnie.
- W porządku.
Chwila, co?
- Słucham? – zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
Spodziewałam się, że zacznie prawić mi kazania o tym, jak to Harry jest
niebezpieczny, zły i nieodpowiedni dla mnie, albo że będzie próbowała wybić mi
go z głowy kłótnią.
- Powiedziałam w porządku, bo to ciebie zrani, to ty
będziesz cierpieć, kiedy najpierw rozkocha cię w sobie, a potem zaciągnie do
łóżka i porzuci, albo zrobi cokolwiek gorszego. Ale wtedy nie przychodź do mnie
po pomoc, bo ja się z tego wypisuję – gorycz, która przepełniała jej głos dała
mi do myślenia, ale jej słowa i tak sprawiły, że poczułam się w pewnym sensie
zraniona.
Jęknęłam sfrustrowana.
- W takim razie… - zawahałam się, niepewna czy naprawdę
mam na myśli to, co właśnie chciałam powiedzieć.
Zyskałam wyczekujące spojrzenie dziewczyny.
– Więc nie nazywaj
się moją przyjaciółką. Nie masz prawa mówić tych wszystkich rzeczy – mruknęłam
w końcu, nie patrząc nawet w jej stronę, jednak dostrzegłam jak jej ręce
opadają bezwładnie wzdłuż smukłego ciała.
- Ta… Chyba nie mamy już o czym rozmawiać – szepnęła.
Nadal uparcie unikałam kontaktu wzrokowego. Po mniej niż
minucie usłyszałam trzaśnięcie drzwi, które świadczyło o tym, że Cassie wyszła.
Ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie pustki, nigdy wcześniej nie pokłóciłyśmy się
w taki sposób. Były to drobne, nic nie znaczące sprzeczki, zawsze po prostu
wspólnie szukałyśmy jakiegoś wyjścia z danej sytuacji. Tym razem było inaczej i
bardzo mi się ta zmiana nie podobała. Chciałam wybiec z pokoju i spróbować
pokazać przyjaciółce mój punkt widzenia, ale byłam osobą upartą i nie miałam
najmniejszego zamiaru wyciągać ręki jako pierwsza. Uznałam, że jeśli Cass czuje
się podobnie jak ja, to sama wróci z przeprosinami. Zaczynałam żałować, że nie
przyznałam się do pocałunku i do tego, że chłopak został u mnie tej nocy, bo
prędzej czy później musiałam się z tym faktem zmierzyć, ale bałam się, że to
tylko pogorszy całą sytuację. Cóż, widocznie czeka nas jeszcze jedna kłótnia.
Opadłam zrezygnowana na poduszki i zatrzasnęłam swojego laptopa,
który wciąż tam leżał. Odłożyłam go na szafkę nocną i zerknęłam na godzinę. Kilka
minut po czternastej. Zdecydowałam, że mogę powoli szykować się do wyjścia, bo
nic lepszego nie przychodziło mi do głowy, a nie chciałam leżeć bezczynnie i
myśleć. Ostatnimi czasy źle się czułam, kiedy za długo coś analizowałam.
Przerzucając wszystkie ubrania jakie miałam,
stwierdziłam, że zacznę wymuszać na Harrym, by informował mnie dokąd idziemy,
bo nigdy nie potrafiłam dobrać stroju odpowiednio do okazji. Po namyśle zdecydowałam,
że zostanę w tym, w czym jestem. Stanęłam przed wielkim lustrem w moim pokoju.
Zaplotłam włosy w warkocz, który przerzuciłam przez lewe ramię i nałożyłam na
twarz delikatny makijaż. Całość wyglądała ładnie i byłam zadowolona z tego, co
udało mi się stworzyć. Sięgnęłam na dno szafy po średniej wielkości, czarną,
skórzaną torebkę Chanel, którą rodzice podarowali mi na ostatnie urodziny.
Włożyłam do niej kosmetyczkę, telefon, portfel, kurtkę na wypadek gdyby było mi
zimno, paczkę mokrych chusteczek i inne potrzebne drobiazgi. Wepchnęłam do ust
miętową gumę do żucia i zbiegłam na dół. Niemal w tym samym momencie rozległ
się dzwonek telefonu domowego, który wisiał w salonie.
- Ronnie, czy mogłabyś odebrać? Mam ręce całe w cieście! –krzyk
mojej mamy dochodził z kuchni.
Nie odpowiedziałam, tylko po prostu ruszyłam w
odpowiednim kierunku i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Halo?
Po drugiej stronie panowała głucha cisza.
- Halo! – powtórzyłam głośniej, a mój głos zdradzał
zirytowanie.
Dopiero teraz usłyszałam ciche sapanie, które z każdą
sekundą nasilało się. Jeśli to miał być jakiś chory żart, to był on zdecydowanie
nieudany.
- Nie rozłączaj się, Ronnie – zabrzmiał ochrypły szept.
Moje oczy podwoiły swoje rozmiary. Skąd ten obrzydliwy
zboczeniec znał moje imię?
- To nie jest w ogóle śmieszne! – syknęłam, starając się
nie zdradzać przerażenia.
Przez długi czas nie dostawałam żadnej odpowiedzi, więc
rzuciłam słuchawką. Stałam w miejscu przez chwilę, zastanawiając się kim była
osoba, która bez wątpienia chciała mnie przestraszyć. Cóż, chyba jej wyszło. Z
zaskoczeniem wymalowanym na twarzy przeszłam do przedpokoju. W progu pojawiła
się sylwetka mamy.
- Kto dzwonił? – zapytała z uśmiechem na twarzy.
Wzruszyłam ramionami.
- Pomyłka – odparłam.
- Na pewno? Wyglądasz na zmartwioną.
Cholera, czy ona zawsze musiała być taka spostrzegawcza?
- Taa – mruknęłam. – Słuchaj, umówiłam się z… kolegą i… -
zająknęłam się.
- Kolegą? – kobieta uniosła sceptycznie brwi na znak, że
wcale mi nie wierzy.
- Tak. Z kolegą – bąknęłam, ale kąciki moich ust uniosły
się do góry.
- W porządku, już uciekam. Baw się dobrze, tylko nie
wracaj późno – cmoknęła mnie w policzek i wyszła.
Odetchnęłam z pewnego rodzaju ulgą. Wsunęłam na nogi
swoje czarne vansy i pospiesznie opuściłam dom. Na podjeździe stał już samochód
Harry’ego.
No cóż, muszę przyznać, że ten rozdział pisało mi się
wyjątkowo trudno, ale dałam radę xx
Chciałabym przedstawić wam oficjalny zwiastun fanfiction
Frozen, który znajdziecie POD TYM LINKIEM
Kolejny rozdział pojawi się w środę, do zobaczenia xx
PS UDANYCH WAKACJI!
Ughh zajebisty! Jestem pewna ze to Harry chcial ja nastraszyc, a jesli nie to na pewno sie z nim rozprawi haha czekam na next :) :*
OdpowiedzUsuńCudeńko! czekam na dalszy rozwój wypadków :*~Wiksi
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział *-* . Życzę ci dalszej weny do pisania i również udanych wakacji <3
OdpowiedzUsuńTu Kasia z aska :)
Dziękuję pięknie! xx
UsuńCiekawa jestem kto dzwonił <3 zadedykujesz mi rozdział? ;3
OdpowiedzUsuńTobie, to znaczy komu? xx
UsuńBardzo ciekawy rozdział, szkoda, że pokłóciła się z przyjacióką, ale tak już bywa. Ciekawi mnie kto dzwonił i jak przebiegnie spotkanko z Hazzusiem. <3
OdpowiedzUsuńżyczę udanych wakacji i weny. ;*
Mój nick na asku " Too Close" :)
Oj, trochę was potrzymam w niepewności ;) Dziękuję i wzajemnie xx
UsuńA ja wiem kto to! XDD
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńCu-de-ńko! <3
OdpowiedzUsuń~Kasieńka, fanka Frozena <3 ^^
Mam głupie wrażenie, że to Harry dzwonił xd
OdpowiedzUsuń