Cóż, po samej nazwie tej notki można się domyśleć o co chodzi. Pod ostatnim rozdziałem napisałam, że to dopiero początek, ale niestety, pomyliłam się. Wiem, że zawieszając moje opowiadanie zawiodę tą garstkę ludzi, która przez cały czas ze mną była, ale naprawdę jest to moja przemyślana decyzja. Mam na głowie kilka rzeczy i czasem po prostu nie znajduję czasu, żeby pisać i wcale nie pomaga mi w tym totalny brak weny, który dopadł mnie już jakiś czas temu. Okropnie was przepraszam, kochani.Chciałabym wam obiecać, że wrócę tutaj jeszcze, ale to raczej wątpliwe. Głupio mi się z wami żegnać, ale dziękuję za wszystko, że byliście, czytaliście, wspieraliście mnie i jest to dla mnie o wiele więcej, niż możecie sobie wyobrazić. Jeszcze raz przepraszam Was bardzo.
Odpowiem jeszcze dzisiaj na wasze pytania (jeśli jakieś macie) na asku [KLIK]. Kocham was.
Frozen
niedziela, 7 grudnia 2014
niedziela, 30 listopada 2014
Rozdział 43
Veronica's POV
Budzi mnie ciężkie bębnienie w parapet. Otwieram oczy i
orientuję się, że jest środek nocy. Za oknem wciąż jest ciemno, a w pokoju
panuje półmrok. Przez wąską szparę w drzwiach wpada niewielki snop światła,
dzięki któremu mogę zobaczyć, że druga połowa łóżka jest pusta. Przeciągam
dłonią w tym miejscu, ale materac jest już zimny, co oznacza, że Harry nie śpi
już od jakiegoś czasu. Przecieram oczy i odrzucając pościel, podnoszę się.
Odczekuję chwilę, by upewnić się, że nie wróci, po czym wstaję i ruszam przez
wąski korytarz w stronę salonu. Podłoga jest naprawdę chłodna, a moje nogi są
bose, w dodatku jestem dość skąpo ubrana, przez co drżę z zimna. Obejmuję się
ramionami i pocieram swoją skórę, by nieco się rozgrzać.
- Harry? – nawołuję, ale odpowiada mi głucha cisza.
Cholera, klnę na niego w myślach, bo chcę po prostu
wrócić do łóżka i iść dalej spać. W końcu odnajduję go w przedpokoju. Przyciskając
telefon do ucha, usiłuje założyć swoje buty, ale stoi tyłem do mnie, więc mnie
nie zauważa, a ja postanawiam poczekać, aż skończy rozmawiać.
- Zaraz będę – rzuca zniecierpliwiony do słuchawki i
rozłącza się.
Chrząkam znacząco, zwracając tym na siebie jego uwagę.
- Ronnie? – pyta zaskoczony i odwraca się w moją stronę.
– Czemu nie śpisz?
Przyglądam mu się. Jego twarz jest niesamowicie blada,
niemal biała, a oczy dziwnie rozbiegane i przekrwione. Wyraźnie widzę, że jest
spięty i zdenerwowany, ale nie mam pojęcia czym.
- Deszcz mnie obudził – odpowiadam w końcu. – A ty co
tutaj robisz, w środku nocy?
Waha się chwilę.
- Muszę coś załatwić, przepraszam. Obiecuję, że wrócę
rano, żeby odwieźć cię do domu – mówi.
Zbliża się do mnie i próbuje mnie pocałować, ale w porę
się odsuwam, marszcząc przy tym brwi.
- Gdzie idziesz? – drążę. – I kto w ogóle dzwonił do
ciebie tak późno?
- Niall – odpowiada tylko na jedno z moich pytań.
- I?
- Naprawdę muszę już iść.
- Nie ma mowy – protestuję.
- Ronnie… - chłopak wzdycha poirytowany. Ciągle wygląda,
jakby co najmniej zobaczył ducha.
- Albo idę z tobą.
- Nie.
- I wszystko mi wyjaśnisz.
- Nie ma mowy.
- W takim razie ty też nigdzie nie idziesz.
- Dobra – poddaje się wreszcie.
Uśmiecham się, ale wyraz jego twarzy pozostaje poważny.
- Wciąż uważam, że to głupi pomysł.
Wzruszam ramionami.
- Guzik mnie to obchodzi – burczę.
- Jest zimno, pada, a ty nie masz się w co ubrać – nadal
stara się coś wynegocjować, ale tylko mierzę go morderczym spojrzeniem.
- Założę sukienkę, albo pójdę tak jak teraz. Wszystko
jedno – mówię zniecierpliwiona.
Harry patrzy na mnie przez chwilę, po czym wzdycha.
- W ostatniej szufladzie w komodzie jest kilka rzeczy
Gemmy… - zawiesza głos. – Powinnaś znaleźć coś dla siebie. Była mniej-więcej
twoich rozmiarów. Tylko pospiesz się.
Zagryzam wargę, bo wiem, że temat jego zmarłej siostry
nie należy do najprzyjemniejszych. A tym bardziej to, że trzyma jej ubrania w
swoim mieszkaniu.
- Nie, w porządku. Zostanę przy sukience – zapewniam
miękkim głosem.
- Nie chcę, żebyś się przeziębiła. Po prostu to ubierz.
Kilka minut później wracam ubrana w jego t-shirt, który
dał mi do spania, zwyczajne czarne legginsy Gemmy i granatową bluzę, którą
znalazłam na oparciu biurowego krzesła. Wzięłam ją ze sobą, nie myśląc nawet
czy jest brudna, żeby po prostu nie było mi tak zimno.
Zastaję Harry’ego siedzącego na szafce na buty i
wpatrującego się z zamyśleniem w podłogę.
- Będę miała problem z butami – mówię nieśmiało.
Chłopak mierzy mnie wzrokiem, aż w końcu schyla się w
prawo i podaje mi parę czarnych męskich trampek.
- Są nowe. Nie miałem okazji w nich wyjść, bo są o dwa
rozmiary za małe. Zawiąż ciasno, to nie powinny spadać – oznajmia.
Z wahaniem biorę buty i zakładam je, stosując się do jego
poleceń. Są o wiele większe, niż myślałam, ale to i tak lepsze, niż moje
dziesięciocentymetrowe szpilki.
- Która właściwie jest godzina? – pytam, gdy opuszczamy
mieszkanie.
- Po drugiej – chłopak odpowiada.
Jego głos jest dziwnie nieobecny. Chwytam go za rękę i
ściskam ją.
- Powiesz mi o co chodzi?
Spogląda na mnie.
- Nie powinnaś ze mną jechać. Obiecaj, że będziesz robić
wszystko, co każę. Jeśli powiem, że masz zostać w samochodzie, zostaniesz.
Jasne?
Przełykam ślinę i choć wcale nie mam na to ochoty, to
kiwam głową dla świętego spokoju.
- W porządku – szepczę.
Przed wyjściem na ulice narzucam na głowę kaptur. Na
dworze jest piekielnie zimno, a deszcz leje jak z cebra. Droga do samochodu
jest bardzo krótka, ale kiedy do niego wsiadam i tak jestem praktycznie cała
przemoczona. Harry wyjeżdża na autostradę i włącza ogrzewanie.
- Powiesz mi chociaż gdzie jedziemy? – naciskam. Naprawdę
się o niego martwię i w tej chwili nie interesuje mnie to, jak jutro będę
wyglądała w szkole.
- Dobra – wzdycha. No wreszcie.
Patrzę na niego wyczekująco, ale on wciąż milczy.
Panująca między nami cisza napina się z każdą sekundą.
- Więc? – ponaglam go.
- Chodzi o Zayna – mamrocze.
Ach tak, więc Zayn. Coraz mniej mi się to wszystko
podoba.
- I co z nim? – dopytuję.
- Zayn został… - waha się. – Cholera, nie żyje. Ktoś go
zabił, kurwa mać – wyrzuca z siebie.
Zamieram. Że co?
- I nie chodzi o to, że będę za nim tęsknił, bo nie był
moim kumplem. Nawet za nim nie przepadałem. Ale to miałem być ja, rozumiesz?
Mrugam kilkakrotnie powiekami. Prawdę mówiąc, wcale nie
rozumiem, nawet nie wiem, czy chcę. Zaczynam żałować, że wepchnęłam się w całą
tą popieprzoną sprawę. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zostawiać
Harry’ego samego z tym problemem, ale po prostu nigdy nie miałam do czynienia z
żadnym morderstwem. To chore. Po co ktoś miałby chcieć zabić któregokolwiek z
nich? I czemu się do tego posunął? O co w tym wszystkim chodzi, do cholery?
Zamierzam o to zapytać, ale gdy otwieram usta, żaden głos
nie wydobywa się z mojego gardła. Po prostu nic. Nawet się nie orientuję, że
łzy stoją w moich oczach, dopóki nie mrugam. Z całych sił staram się je
powstrzymać i z trudem mi się to udaje.
- Przykro mi, naprawdę… - mówię wreszcie. – Przepraszam,
że się wtrącałam.
Harry uśmiecha się do mnie słabo.
- W porządku. Cieszę się, że tu jesteś.
Od jego słów robi mi się ciepło na sercu i pomimo całej
tej sytuacji, nie mogę nie odwzajemnić tego uśmiechu. Chwytam dłoń, którą do mnie
wyciąga, a gdy próbuje ją wyswobodzić, ściskam mocniej. Po jakimś czasie
skręcamy w boczną, leśną drogę, prawie niewidoczną gołym okiem w tym
ciemnościach.
- Gdzie prowadzi ta droga? – pytam zaniepokojona.
Jestem już nieco spokojniejsza.
- Do starego magazynu – odpowiada.
Niewiele mi to mówi.
- A właściwie dlaczego ktoś chciałby cię zabić?
Wstrzymuję oddech, gdy on w tym czasie milczy.
- Sam nie wiem – wzdycha. W jego głosie słychać
powątpienie. – Jeszcze – dodaje.
Resztę drogi przebywamy w milczeniu, wciąż trzymając się
za ręce. Kiedy docieramy na miejsce, rozpoznaję starą ruderę, do której chłopak
zabrał mnie już wcześniej. Pokłóciliśmy się wtedy, ponieważ wyszłam z samochodu
bez jego pozwolenia, a on nie wiedzieć czemu wściekł się niesamowicie. Cóż.
- Zaraz wracam – oznajmia, parkując samochód.
Przełykam ślinę i rozglądam się. Jesteśmy w środku lasu,
a do tego wszystkiego jest trzecia w nocy. Nie uśmiecha mi się siedzenie w
samotności w samochodzie, w dodatku, gdy
ktoś zamierza zabić mojego chłopaka z niewiadomych powodów i jednocześnie zabił
jego znajomego. Świetnie.
- Pospiesz się – proszę.
Harry pochyla się nade mną i całuje mnie zapamiętale.
- Wrócę tak szybko, jak będę mógł. Zostań tutaj – rzuca i
wychodzi.
Widzę napięcie i zdenerwowanie w jego ruchach. Opadam na oparcie
skórzanego fotela i opieram głowę o chłodną szybę. Deszcz już nie pada, ale
nadal jest tak samo zimno. Jestem cholernie zmęczona, a ta noc jest chyba
najgorszą w całym moim życiu. Wiem, że to źle cieszyć się z takich okoliczności,
ale mimo wszystko czuję ulgę, że to nie Harry został zabity. Będę musiała z nim
porozmawiać, naprawdę mam dość tego toczenia się w kółko z jego kłamstwami.
Żałuję, że nie wzięłam ze sobą komórki, przez co pozostaje mi tylko bezczynne
siedzenie. Wpatruję się w przednią szybę, myśląc o tym, jak zmieniło się moje
życie w ostatnim czasie, gdy nagle zaczynam odczuwać dziwną duszność.
Postanawiam wyjść z samochodu, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Wszystko wokół jest wilgotne, ale nie przejmuję się tym i po prostu opieram się
plecami o drzwi auta. Słyszę za sobą jakieś kroki i gwałtownie odwracam się z
nadzieją, że to żaden seryjny morderca. Ale gdy widzę postać zbliżającą się w
moją stronę, zauważam, że niewiele się pomyliłam.
- Nie wierzę, że Harry był aż tak głupi, żeby cię tu
przytargać – parska Rebecca.
________________
No i zaczęło się. Dość trochę czekałam na ten rozdział, bo w końcu coś się dzieje, ale spokojnie. To i tak dopiero początek.
Spodziewaliście się? x
niedziela, 23 listopada 2014
Rozdział 42
Veronica's POV
Tym razem Harry nie otwiera przede mną drzwi w
samochodzie. Widzę, że jest wyraźnie wściekły i choć wiem, że nie na mnie, to i
tak wolę się nie odzywać. Przełykam gulę rosnącą w moim gardle i staram się
powstrzymać ten idiotyczny płacz. Sama nie wiem dlaczego jestem taka poruszona.
Owszem, ten facet mnie pocałował i właściwie Bóg jeden wie co jeszcze planował,
ale to wciąż niewiele. Decyduję się o tym teraz nie myśleć i po prostu wsiadam
do środka. Zapinam pasy i opuszczamy parking. Przez cały ten czas milczymy,
choć czuję na sobie wzrok chłopaka. Opieram się głową o szybę i siedzę w tej
pozycji, dopóki nie zaczynają boleć mnie plecy.
- Znasz tego faceta? – pytam w końcu matowym głosem.
Harry spogląda na mnie, a ja zaciskam wargi, by powstrzymać
ich drżenie.
- Nie – odpowiada wolno.
Spływa na mnie pewnego rodzaju ulga, ale po chwili
przypominają mi się wszystkie jego kłamstwa i sama nie wiem, czy mogę mu
wierzyć. Prawdopodobnie nie.
- Jesteś pewien? – dociekam.
Tylko lekkie skinięcie głowy. Jego wzrok utkwiony jest na
drodze.
- W takim razie skąd on znał ciebie?
Chłopak przeczesuje palcami swoje włosy, psując swoją
fryzurę. Widać, że jest sfrustrowany.
- Nie wiem – mamrocze. Coś podpowiada mi, że tym razem
mówi prawdę, ale i tak czuję, że nie mówi mi wszystkiego. Zapisuję sobie w
głowie, by zadzwonić do Jonnah i o wszystko go wypytać. Nie chcę wysuwać
pochopnych wniosków.
- Zatrzymaj się – zdaję sobie sprawę z tego, jak
desperacko brzmi mój głos.
Harry wygląda na zaskoczonego, ale posłusznie parkuje
samochód na poboczu. Droga jest pusta, w zasięgu mojego wzroku znajduje się
jedynie dwóch rowerzystów, ale są oni wystarczająco daleko. Odpinam swój pas i
z trudem wgrzebuję się na kolana Harry’ego. Ignorując jego zdezorientowane
spojrzenie, wpijam się w jego ciepłe i znajome wargi. Chcę zapomnieć o smaku
tego ohydnego typa.
- Ronnie – chłopak mamrocze w moje usta.
Mimo to, nie odsuwam się od niego. Wręcz przeciwnie. Cały
czas całując go, usiłuję wymacać pokrętło, by opuścić nieco oparcie fotela dla
własnej wygody. Kiedy mi się to nie udaje, z irytacją i gwałtownie odskakuję do
tyłu, naciskając przy tym klakson. Chichoczę i chcę znów złączyć nasze usta,
ale Harry delikatnie mnie powstrzymuję.
- O co chodzi? – mruczę niecierpliwie, gdy zsuwa mnie ze
swoich kolan.
- To ja powinienem zadać to pytanie. Wszystko w porządku?
Kiwam tylko głową.
- Pocałuj mnie, proszę – żądam.
Ale nie robi tego.
- Ronnie… - wzdycha. – Rzucasz się na mnie, bo jakiś
facet cię pocałował. Nie uważasz, że to trochę nie fair?
Pomimo, że jego głos jest miękki i czuję, że próbuje być
ostrożny, to średnio mu to wychodzi. Mam wrażenie, że ktoś właśnie wbił mi nóż
w plecy. Sztywnieję i uparcie walczę ze łzami upokorzenia.
- Okej – szepczę. – Zawieź mnie do domu, proszę.
Nagle na jego twarzy pojawia się zmartwienie i strach.
- Cholera, nie o to mi chodziło. Mam na myśli, że nie
chcę, żebyś czegoś żałowała – wyjaśnia.
Trochę mnie to pociesza, ale jednocześnie brzmi jak marna
wymówka.
- Czego miałabym żałować?
Harry wzrusza ramionami.
- Wyglądałaś, jakbyś miała najpierw zedrzeć ubrania z
siebie, a później ze mnie – żartuje, a ja momentalnie się rumienię, bo
uświadamiam sobie, że rzeczywiście tak było.
Czuję jego dłoń na moim podbródku. Odwraca moją głowę w
swoją stronę i całuje mnie czule.
- Chcesz jechać do mnie? – proponuje.
Znów się czerwienię.
- Niekoniecznie chcę zaciągnąć cię do łóżka – chłopak
chyba zauważa, że opacznie to zrozumiałam.
Kiwam głową, bo i tak nie mam ochoty wracać do domu.
Otrzymuję jeszcze jednego buziaka, nim ruszamy. Staram się zapomnieć o tym,
jaką idiotkę przed chwilą z siebie zrobiłam i po prostu gadam o pierwszym, co
przyjdzie mi na myśl w czasie drogi do jego mieszkania. W końcu zatrzymuje
samochód, a ja nie czekając aż otworzy przede mną drzwi, wyskakuję z niego.
Mina rzednie mi, gdy wchodzimy na klatkę schodową i widzę pnące się do góry
schody, których z całego serca nienawidzę.
- Powinniście pomyśleć o windzie – mamroczę pod nosem, a
Harry wydaje się tego nie słyszeć, bo przyciąga mnie do siebie i całuje
namiętnie.
- Mówiłem już, jak seksownie wyglądasz w tej sukience? –
pyta, ale nie daje mi szansy odpowiedzieć, bo znów przywiera do mnie wargami. –
Chcę cię zobaczyć bez niej. Ale jeszcze nie teraz.
Zanim udaje mi się odezwać, znów mnie uprzedza.
- I to nie znaczy, że będę z tobą spał. Nie dzisiaj –
dodaje i pociąga mnie na górę.
Widok drzwi do jego mieszkania chyba nigdy dotąd mnie tak
nie cieszył, bo wdrapanie się na ostatnie piętro w tych szpilkach było dla mnie
nie lada wyzwaniem. Wchodzimy do środka, a ja zostaję w szoku, gdy zauważam
jaki bałagan tutaj panuje.
- Chyba powinieneś tutaj posprzątać – sugeruję.
Chłopak uśmiecha się z zakłopotaniem.
- Ta, chyba tak – zgadza się ze mną.
Zsuwam z nóg buty, które ustawiam na szafce w przedpokoju
i ruszam za nim. Na podłodze rozrzucone leżą jego ubrania, stół i kanapa w
salonie zawalone są stosem papierów, a w zlewie piętrzą się naczynia.
- Cholera – wymyka mi się. – Chcesz, żebym trochę tu
ogarnęła?
Harry kręci głową.
- W sypialni jest w miarę czysto – mówi i okazuje się to
prawdą. Pokój wygląda jakby od dawna był nieużywany, ale nie komentuję tego.
- Chyba powinnam zadzwonić do mamy.
Zaczynam odczuwać lekkie zdenerwowanie, ale staram się
nie dać tego po sobie poznać.
- Chcesz, żebym zostawił cię na chwilę samą?
Zagryzam wargę.
- Jeśli to nie problem.
Właściwie planuję jeszcze porozmawiać z Jonnah, ale tego
już nie mówię.
- Okej, i tak mam jeszcze robotę do skończenia. Będę w
salonie – oznajmia i całuje mnie krótko, po czym wychodzi.
Opadam z westchnieniem na starannie pościelone łóżko i
wygrzebuję z kopertówki, którą cały czas trzymałam w dłoni telefon. Najpierw
wybieram numer mamy i dopiero kiedy odbiera, przypominam sobie, że przecież
jest z państwem Blakely.
- Halo? – słyszę jej chłodny głos w słuchawce.
Biorę głęboki oddech.
- Cześć mamo – zaczynam niepewnie.
- Och, Ronnie – wyraźnie łagodnieje, zaskakując mnie tym.
- Naprawdę bardzo przepraszam, to nie była wina Harry’ego
– staram się go usprawiedliwić. – Ja go poprosiłam, żebyśmy wyszli, bo miałam
pewną bardzo ważną sprawę do załatwienia – kłamię.
Krótka cisza, która zapada między nami potęguje mój
niepokój.
- W porządku –
mówi tylko.
Przez chwilę myślę, że żartuje, albo że się
przesłyszałam.
- Co?
- Powiedziałam w porządku – powtarza.
Mrugam kilkakrotnie powiekami.
- Jesteś pewna? –wciąż nie wierzę, że poszło tak łatwo.
Zdecydowanie zbyt łatwo.
Mama wzdycha.
- Tak, jestem całkowicie pewna – burczy.
Och.
- A mogłabym zostać u Harry’ego na noc? – próbuję swojego
szczęścia jeszcze raz.
Wprawdzie nie obgadałam z nim jeszcze tej kwestii, ale
jestem pewna, że nie będzie miał nic przeciwko temu.
- Jutro jest szkoła – waha się.
- Wiem, ale wstanę wcześnie i przyjadę do domu, by zdążyć
się przebrać i tak dalej – zapewniam. – Poza tym nie mam jutro żadnych kartkówek
ani sprawdzianów i wczoraj odrobiłam lekcje.
- No dobrze – poddaje się.
- Kocham cię mamo – mówię przymilnie.
- I tak musimy porozmawiać na ten temat w domu. Po prostu
teraz jestem zajęta – zastrzega mnie.
- Pa! – rzucam i się rozłączam.
Uśmiechając się z zadowoleniem do siebie, odszukuję numer
Jonnah w kontaktach i wciskam zieloną słuchawkę. Odczekuję chwilę, aż łapie
mnie poczta. Próbuję jeszcze raz, ale znów to samo. Postanawiam odpuścić i
decyduję się porozmawiać z nim jutro w szkole. Zostawiam telefon na łóżku i idę
do salonu, gdzie zastaję Harry’ego, siedzącego w tej stercie papierów z
laptopem na kolanach. Staję w progu i chrząkam znacząco, by zwrócić na siebie
jego uwagę. Podnosi wzrok i posyła mi cierpki uśmiech.
- Już kończę – mówi.
- Okej – mamroczę i zbliżam się do niego.
- I jak? Będę żywy? – pyta pół-żartem pół-serio.
- Chyba tak – odpowiadam.
Zdejmuję laptopa z jego kolan i sama się na nich
usadawiam bokiem do niego. Opieram swoją głowę o jego klatkę piersiową i
uświadamiam sobie, jak bardzo zmęczona jestem. Chłopak przyciąga mnie jeszcze
bliżej siebie i całuje lekko w skroń.
- Która godzina? – Wydaje mi się, że jest już późno, bo
się ściemnia, ale przecież dopiero co wyjeżdżaliśmy z domu.
- Wpół do szóstej – odpowiada. – Jesteś głodna?
Przytakuję skinieniem głowy.
- Zamówię pizzę – proponuje, a ja odpowiadam mu lekkim
uśmiechem.
Półtorej godziny później leżę rozwalona na kanapie z
pełnym brzuchem, aż mi niedobrze, kiedy Harry próbuje ogarnąć bałagan. Czuję
się zaskakująco swobodnie w jego mieszkaniu i
towarzystwie. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, nie ma między nami
żadnej bariery, ale nie poruszamy żadnych tematów, które doprowadziłyby nas do
kłótni.
- Masz coś przeciwko wspólnemu prysznicowi? – pyta nagle,
a na jego twarzy pojawia się szelmowski uśmieszek.
Rumienię się.
- Tak – odpowiadam krótko i podnoszę się z miejsca.
Chłopak wzdycha z udawanym smutkiem.
- Jeśli będziesz chciała się umyć, ręczniki znajdziesz w
szafce pod umywalką – mówi mi.
Kiwam głową i postanawiam wykorzystać czas, w którym jest
zajęty. Zamykam się w łazience i z ulgą zrzucam z siebie niewygodną sukienkę oraz
bieliznę. Rzucam ubrania w kąt i wchodzę pod strumień gorącej wody, która
rozluźnia moje mięśnie. Z wielkim trudem wychodzę spod prysznica po dziesięciu
minutach. Wyciągam pierwszy z brzegu ręcznik i dokładnie się nim wycieram, po
czym orientuję się, że Harry nie dał mi żadnych ubrań na zmianę. Przeklinam go
w myślach i wystawiam głowę za drzwi.
- Harry? – wołam, ale odpowiada mi głucha cisza.
Po chwili wychodzi z sypialni.
- Wszystko w porządku? – pyta.
- Tak, tylko… Czy mógłbyś dać mi jakieś ubrania? –
zagryzam wargę.
- Chodź – mówi.
Przez chwilę stoję w miejscu, ale w końcu chwytam
ręcznik, owijam się nim i idę za nim do sypialni. Chłopak zamyka za mną drzwi i
podaje mi czystą parę bokserek oraz o wiele za dużą koszulkę. Biorę ubrania z
jego ręki.
- Co robisz? – Czuję się zdenerwowana, kiedy tak lustruje
mnie wzrokiem.
- Nic – odpowiada z bezczelnym uśmiechem.
- Możesz mnie puścić, żebym mogła przebrać się w
łazience? – proszę.
- Nie.
- Słucham?
- Nie – powtarza.
Przełykam głośno ślinę.
- Chcę żebyś przebrała się przy mnie – dodaje i siada na
łóżku. Cały czas się na mnie gapi.
- Harry, proszę, nie – wiem, że brzmię głupio, ale
naprawdę nie chcę się przy nim ubierać. To dla mnie krępujące.
Zerkam kątem oka na drzwi, szacując w myślach czy zdążę
mu umknąć, ale chyba nie robię tego tak dyskretnie jak chciałam, bo on tylko
kręci głową.
- Nawet o tym nie myśl – mówi, machając kluczem.
Cholera.
- Proszę – staram się, by mój głos był płaczliwy z
nadzieją, ze zrobi mu się mnie żal, ale to nie działa.
- Ronnie, po prostu się przebierz – mówi.
Zamykam oczy i klnę w duchu na siebie, że po prostu nie
włożyłam z powrotem tej cholernej sukienki. Harry wstaje z łóżka i podchodzi do
mnie. Zabiera ubrania z moich rąk i pochyla się nade mną, by złączyć nasze
wargi. Oddaję mu pocałunek, na którym skupiam całą swoją uwagę, podczas gdy on
zdejmuje moje dłonie z ręcznika, co skutkuje tym, że materiał zsuwa się na
ziemię. Chcę się odsunąć, ale chłopak nie pozwala mi na to. Cały czas mnie
całuje, ale wiem, że jego oczy są otwarte i że na mnie patrzy. W końcu odrywa
się ode mnie i taksuje wzrokiem moje całkowicie nagie ciało. Czerwienię się.
- Nie masz się czego wstydzić – szepcze.
Nadstawia w moją stronę rozłożony t-shirt. Pospiesznie
wsuwam ręce w rękawy i z ulgą przyjmuję, że materiał wreszcie mnie zakrywa.
Zabieram mu jego bokserki i ubieram je najszybciej jak potrafię, po czym
odsuwam się od niego.
- Czemu to zrobiłeś? – pytam z wyrzutem.
- Bo jesteś piękna – wzdycha. – I chcę, żebyś wreszcie w
to uwierzyła. No i chciałem popatrzeć – szczerzy się.
Wywracam oczami, ale nie mogę się nie uśmiechnąć.
- Co powiesz na jakiś film? –sugeruję, zmieniając temat.
Harry przytakuje głową.
- Ale najpierw pójdę wziąć prysznic.
- Zaczekam.
Leżę zakopana w miękkiej pościeli, gdy chłopak wraca z
laptopem pod pachą. Ku mojemu nieszczęściu, jest całkowicie ubrany.
Usadawiamy się wygodnie, ja w jego objęciach i przez
chwilę wykłócamy się co obejrzeć. Uparcie obstaję przy komedii romantycznej,
lub jakimś dramacie, a on próbuje namówić mnie na horror. W końcu odpuszcza,
ale wyraża swoje niezadowolenie, kiedy wybieram „Ostatnią piosenkę” z Miley
Cyrus w roli głównej.
- Już sama nazwa brzmi tandetnie – komentuje, ale uciszam
go.
Na szczęście podczas filmu siedzi cicho i sprawia
wrażenie całkiem zainteresowanego. Uśmiecham się do siebie. Gdzieś w połowie
głowa zaczyna mi ciążyć i opada bezwładnie na jego klatkę piersiową. Walczę ze
zmęczeniem, ale przegrywam i w końcu zaczynam powoli zasypiać. Nieświadomie
zaczynam coś niewyraźnie mamrotać. Jak przez mgłę czuję coś na ustach, chyba
jest to palec.
- Shh, jestem tutaj. Śpij, maleńka – miękki szept
Harry’ego to ostatnie co słyszę, nim tracę świadomość.
_________________
Dzień dobry kochani moi.
Po przeczytaniu wszystkich komentarzy pod poprzednim rozdziałem jestem naprawdę wzruszona. Jesteście naprawdę najlepsi. Wróciła mi wena i chęć do pisania dzięki wam, dziękuję!
Ten rozdział jest nieco dłuższy od poprzednich i pisało mi się go bardzo lekko, więc mam nadzieję, że efekty są widoczne i zadowalające.
Do następnego x
Subskrybuj:
Posty (Atom)